niedziela, 2 czerwca 2013

Rozdział 6

*Hermiona's POV*

Ile to już minęło? Dwa tygodnie? Może miesiąc...Miesiąc od zniknięcia Malfoya i dokładnie dwa dni od wykreślenia mnie z listy zawodników. Ha! Na pewno nie dam za wygraną! Nie wiem jeszcze jak to zrobię, ale na pewno wezmę udział w Zawodach im. Hildegardy Mocnej. Ale było coś, co trochę gasiło mój entuzjazm. Ten śmiech...przedziwny, którego nigdy wcześniej nie słyszałam. Na początku podejrzewałam Snape'a (w końcu to z  jego klasy dobiegał ten odgłos), ale....nie sądzę, żeby był to nasz nauczyciel. Poza tym...on nigdy się nie śmieje.
- Miona, gdzie idziesz? - usłyszałam głos gdzieś z głębi korytarza i gwałtownie się odwróciłam. Zza niewielkiej kamiennej wnęki wychynęła ruda głowa. Odetchnęłam.
- Och, to ty. - zmierzyłam Rona wzrokiem. Jego brązowawy sweter był wymięty, a w ręce trzymał coś na kształt....małego białego rulonika. - Co ty robisz z tym papierosem?! - warknęłam uważając, by nikt inny nie usłyszał, po czym wyszarpnęłam papierosa z ręki chłopaka. Spojrzał na mnie skruszony spod płomiennych kosmyków. - Ile ty masz lat, co?!
- A ty nie jesteś moją mamą.
- Ooooch uważaj żeby się nie dowiedziała!
Ron momentalnie zastygł i z przerażeniem wpatrzył się we mnie. O tak, ja tu rządzę. Już otworzył usta by coś powiedzieć, kiedy koło nas świsnęły dwie miotły, a zaraz potem wylądowali dwaj rudzi chłopcy.
- Nooo proszę, widzę, że braciszek robi się - zaczął Fred.
- Niegrzeczny - powiedzieli chórem bracia. To zaczynało już wkurzać.
Ronald wpatrzył się w swoje obdarte buty i kopnął niewidzialny kamyk.
- Czy to różdżka? - zapytał retorycznie George
- Nieee, za miękka..- odparł jego bliźniak.
- Zabieramy to. - znowu zaśmieli się jednocześnie i wskoczyli na miotły wyrywając mi z ręki papierosa. Ron krzyknął za nimi i pobiegł przez chwilę wymachując rękoma, ale oczywiście nic nie mógł zrobić. Jego być albo nie być spoczywało w rękach bliźniaków, którzy nie mieli w zwyczaju oddawać co nie ich.
Nie mogłam powstrzymać chichotu.
- Co jest takie zabawne?! - warknął Ron. Zdziwiłam się. Nigdy go takiego nie widziałam, nie był taki nawet kiedy się dowiedział, że Fred i George rozdali ludziom zdjęcia jak był mały. Te z kąpieli.
Chłopak momentalnie złapał się za głowę i zacisnął powieki.
- Ron! Coś cię boli? - dotknęłam jego ramienia. Był rozgrzany.
- Odczep się! - odepchnął mnie i pobiegł niezdarnie w stronę Wielkiej Sali.
Zamrugałam kilka razy. Co on brał?


Wiedziałam, że śnię. Widziałam drzewo. Wielkie rozłożyste, chyba dąb. Pod nim widziałam jakąś dziewczynę i chłopaka. Zbliżali się do siebie, kiedy coś im przeszkodziło. Postaci nie mieli twarzy. I....sen się urwał przeszywającym śmiechem. Tym samym śmiechem co w pracowni Snape'a. Wzdrygnęłam się i impulsywnie otworzyłam oczy. Nic się nie działo. To samo łóżko, to samo dormitorium. Ale jednak czułam strach.
- Parvati? - szturchnęłam koleżankę w bok, tym samym wybudzając ją ze snu.
- Mhm...- bąknęła przewracając się na drugi bok.
- Czy...mm..ktoś tu był? W nocy?
Gryffonka od razu poderwała się do góry.
- Kogo zaprosiłaś? Mów, ja nic powiem! Przystojny? - klasnęła w dłonie.
Spojrzałam na nią skołowana.
- Nie, za kogo ty mnie masz! Pytam, czy może...ty nie zapraszałaś. Może coś widziałaś?
Dziewczyna widocznie straciła entuzjazm. Wstała i zarzuciła na siebie złotawy szlafrok.
- Nie, jak wiesz nie interesują mnie tutejsi chłopcy...
O nie, zacznie znowu gadać o swoim ideale... 
Wyłączyłam się, gdy Parvati opisywała właśnie jacy wspaniali są faceci w Indiach.
-........., a nie że szlajają się w nocy po korytarzach...nie wiem.
W tym momencie zainteresowałam się.
- Czekaj, powtórz to. Ktoś chodził wczoraj po korytarzu? Tutaj?
- No tak...mówiłam ci. Jakiś pierwszoroczniak pewnie chciał do nas wejść. Głupol.
I wtedy naprawdę poczułam strach. Taki paraliżujący.
Złapałam wczorajsze ubrania i szybko umyłam się. Wybiegłam z dormitorium zostawiając zdezorientowaną Parvati Patil. Przeszłam przez portret Grubej Damy i wtedy zobaczyłam...jego.



*Malfoy's POV*

Było wcześnie, więc nie spodziewałem się, że ktoś mnie nakryje. Wyjść z kamienicy było dosyć łatwo, nie wiedziałem jednak, że poranne słońce tak mnie będzie męczyć. No tak, cały miesiąc w pomieszczeniu bez okien... Musiałem jakoś dostać się do Hogwartu i zabrać parę rzeczy oraz powiedzieć Crabbowi i Goyle'owi, że jednak żyję. Tak, zrobię to. Może jest to para imbecyli, ale mogą się mi jeszcze przydać.
Zasapany dotarłem na ulicę Pokątną. Zaraz...ale jak dostanę się do szkoły, przecież pociągi nie jeżdżą w tym okresie...
-.....n
o i mówię ci, ten mój samochód jest boski! Rodzice kupili mi na...
Podsłuchałem rozmowę dwóch niewiele starszych ode mnie czarodziejek. Na mojej twarzy zagościł przebiegły uśmieszek. Już wiedziałem co mam robić.
- Przepraszam, usłyszałem nie chcący, że masz samochód. - posłałem krótko obciętej blondynce czarujący uśmiech.
- Emm...tak, a co?
- Gdzież moje maniery! Jestem...D..rake. - podałem rękę tylko dziewczynie z samochodem, na co jej koleżanka prychnęła głośno i odwróciła się. Blondynka już jadła mi z ręki, rozpływając się w moim obliczu. Łatwizna.
- No więc spodobałaś mi się, a nie miałem innego pomysłu, tylko spytać cię o ten samochód. - i znowu uśmiech. Obrażona koleżanka pociągnęła blondynkę za rękaw chcąc odwrócić jej uwagę, ale ona tylko warknęła, żeby się odczepiła i wróciła do mnie.
- Hmm...Drake. Może chciałbyś zobaczyć to moje auto? Jest naprawdę śliczne!
Na to czekałem. A auto było śliczne, ale dla 12 letniej fanki lalek. Samochód był różowy i już chciałem unieść się dumą i nie skorzystać z darmowej podwózki, ale nie było innego sposobu by dostać się do Hogwartu. Wsiadłem do samochodu, nie otwierając drzwi przed blondynką. Nie miałem zamiaru zawracać sobie nią głowy. Zapadła cisza. Siedzieliśmy obok siebie, kiedy dziewczyna zaczęła się nachylać w moją stronę. Najpierw chciałem wyskoczyć z auta, ale powstrzymałem się. O tak, zabawmy się w to. Gdy moja twarz była już blisko jej, wyszeptałem:
- DRĘTWOTA.
I zanim się obejrzałem, poderwałem różowe auto do lotu zostawiając nieprzytomną dziewczynę na ziemi. Zobaczyłem jeszcze jej koleżankę machającą w moją stronę różdżką, ale nic nie umiała zrobić. To było komiczne.
Dotarłem d o Hogwartu i zostawiłem auto pod Bijącą Wierzbą. Ona będzie wiedziała co z tym szkaradztwem zrobić - zaśmiałem się w duchu.
Nic się przez ten miesiąc nie zmieniło. Korytarze jak zwykle przyozdobione były ruchomymi obrazami, które teraz zachodziły w głowę co robi tu martwy Draco Malfoy. Wbiegłem po schodach i rozejrzałem się. To samo. Nie, jednak nie. Gdy zobaczyłem ją bosą w drzwiach dormitorium żołądek zrobił fikołka.
- Granger.

                                              **********************************

O MATKO. Co się dzieje Ron? Co się dzieje Miona? Co się z wami wszystkimi do cholery porobiło! A Draco? Lepiej nie mówić... :D
Niedługo wakacje i będę miała duuużo czasu żeby dla was pisać. Ale oczekuję od was jednego : wczujcie się w historię. Zobaczcie to oczyma wyobraźni. Wkręćcie się. Ja po obejrzeniu kilku gifów Dramione mam ciągle ochotę do pisania :D No więc...poprawiajcie oceny i widzimy się po 10 czerwca <3

Kocham was Smoczki, Pottshee.